Candelaria
Rano wstałam jak zwykle. Wzięłam do ręki mój telefon i sprawdziłam, czy nie mam przypadkiem jakiejś nieodebranej rozmowy, czy sms'a. Od razu na ekranie wyświetliło się: "1 nowa wiadomość". Otworzyłam zawartość i zaczęłam czytać szeptem.
"Hej, tu ja. Jorge. Nikomu nie masz mówić o tym, co Ci teraz powiem. A więc dzisiaj Ja, Rugge i Mechi przyjdziemy do was tylko ją odstawić. Martina nie może się dowiedzieć. Będziemy około 13:00, nad jeziorkiem."
Spojrzałam na zegarek leżący obok łóżka, na etażerce. 12:25. Szybko podeszłam do szafy i wyciągnęłam byle jakie ciuchy. Bez słowa wybiegłam na miejsce spotkania. Kiedy ich zobaczyłam całych i zdrowych euforia wypełniała mnie od środka. Przytuliłam każdego z osobna i szybciutko wypytałam o takie najpotrzebniejsze rzeczy.
-Dobra, my musimy już uciekać, bo jeśli nas znajdą to znajdą też was. Bądźcie bardzo ostrożni i jakby co dzwońcie. -Rugge pocałował Mercedes.
-Tak Jorge. Zrozumiałam. -złapałam Mechi za rękę i zaciągnęłam do domku.
-I jak się trzymasz? -spytałam.
-Trochę dziwnie.... Już wiem, jak się czuje Tini. Przed chwilą go widziałam, a już tęsknie...
-Kilka razy chciała się zabić i uciec. Z Tobą nie będzie takich problemów, co nie? -zaśmiałam się.
-Nie... Wiem, że chcą dla nas jak najlepiej i chcą byśmy byli bezpieczne. Dlatego są daleko, by nie sprowadzać na nas same złe rzeczy. Chłopaki dzisiaj postrzelili jeszcze jednego. Został im Chuck. (Chuck-imię byłego chłopaka Anabell, wróg Jorge, on chce ich zabić)
-Jak to postrzelili? -zdziwiłam się.
-Nie miałam wam tego mówić, ale... Oni mają broń.
-Dobra, nic nie wygadam. Chodźmy. -weszliśmy przez tylne drzwi, do kuchni. W niej była Alba i Lodo. Od razu zaczęły piszczeć i tulić blondynkę.
-Tak za wami tęskniłam....
-My za Tobą te... -Albie przerwała Martina.
-Mechi?! Co Ty tutaj robisz? -przytuliła ją.
-Nic Ci nie jest? Wszystko dobrze?
-Tak. Jak najlepiej. -brunetka tak jakby zdała sobie sprawę, że to pewnie chłopaki ją przyprowadzili.
-A Rugge? Jorge? Gdzie oni? No mówcie! -pisnęła z radości.
-Oni nie wrócili. Został im Chuck. Przykro mi....
-Wcale nie jest Ci przykro. Nie wiesz, jak to jest żyć bez ukochanej osoby przez ponad miesiąc. -chwyciła torebkę i podeszła do drzwi.
-Idę się przejść. -po czym znikła za drzwiami.
Martina
Jak oni mogli? Wiedzieli, że bardzo za nimi tęsknie, a i tak nie dopuścili do nich. Postanowiłam, że pójdę się przejść na plażę. Chodziłam tak przy brzegu i weszłam na most. Usiadłam na samym końcu i wybuchnęłam płaczem.
-A jeśli to byłoby nasze ostatnie spotkanie? Dlaczego ja nie mogę się z nim zobaczyć? -szeptałam. Wyciągnęłam telefon z torebki i czytałam moje sms'y z Jorge'm. Tak bardzo tęsknie... Czuję się tak jakby.... obserwowana? Zaczęłam się rozglądać. Zeszłam z mostu i coraz bardziej się niepokoiłam.
Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za ramię. Poczułam te nieziemskie perfumy, które mogły należeć tylko do jednej osoby.... Odwróciłam się i rzuciłam mu na szyję. Nareszcie... Z moich oczu pociekły łzy delikatnie mocząc jego koszulkę.
-Kocham Cie, kocham Cię, kocham Cię..... Już nigdy mnie nie opuszczaj. -powiedziałam.
-Nie popełnię takiego samego błędu. Nigdy.... Nic Ci nie jest? Nic Ci nie zrobił?
-Ale kto? -nie do końca zrozumiałam.
-Chuck. Nie mogę go znaleźć.... Przepraszam.
-Jest okey. Nie martw się. Ale dlaczego zawróciłeś, skoro on dalej nas szuka? I gdzie jest Ruggero?
-Dlatego, że zapomniałem dać coś Mechi. A Rugge jest trochę dalej, bo mi się przypomniała jedna rzecz. Ale jak zobaczyłem się z Tobą, to mogę Ci to teraz dać. -włożył rękę do kieszeni i wyjął małe pudełeczko.
-Mercedes miała Ci to dać, bo nie wiem, czy dam radę z Chuck'iem. Jeśli na to spojrzysz, pomyśl, że to ja. Takie małe coś ode mnie. -otworzył i moim oczom ukazała się naszyjnik. Piękny naszyjnik z literką "J" jako zawieszka. Zapiął mi go na szyi.
-Dziękuję, jest przepiękny. Ale Ty i tak nigdy nie wyjdziesz z mojej głowy. I na pewno dasz radę z Chuck'iem. Rozumiesz? Zrób to dla mnie, dla naszych przyjaciół, dla nas.... Proszę.
-Nigdy się nie poddam, bo wiem, że Ty na mnie czekasz. Ale nie jestem w stanie tego przewidzieć. Dlatego Ja, Rugge i Mechi poszliśmy do mojego domu.(wyjaśnienie dla Borkoś Blanco ;*) Po naszyjnik. Miałem Ci go dać, po naszym wypadzie nad morze, ale... No wiesz. Sprawy potoczyły się inaczej i.... -przerwał mu jakiś głos.
-Jorge! Musimy wyruszyć. -spojrzałam na osobę stojącą za nim. Rugge. Podbiegłam do niego i go przytuliłam.
-Nic Ci nie jest?
-Nie... Proszę was. Wróćcie szybko. -chłopak pocałował mnie w czoło.
-Obiecuję. -przyszedł mój chłopak.
-ObiecujeMY. -podkreślił i pocałował mnie namiętnie w usta.
-Kocham Cię.
-Kocham Cię... -i znowu te głupie pożegnanie. Nie mogę. Złapałam ich za nadgarstki.
-Nie... Nie dam wam odejść! -Jorge złapał mnie za ramiona.
-Musimy odejść! Czy Ty tego nie rozumiesz, że jeśli mnie tutaj zobaczą, to zabiorą was?! Nie mogę.... -i odszedł. Nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć, zrobić, by ich zatrzymać. Ale wpadłam na pomysł. Stanęłam na moście i krzyknęłam ich imiona.
-Skoro i tak odejdziesz. To ja nie chcę się bardziej męczyć... -chyba zrozumieli i zaczęli biec w moją stronę. Jednak ja byłam szybsza i rzuciłam się do wody....
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam! Nie bijcie mnie za takie zakończenie! Czytałam wasze ostatnie zakończenie i dałam fragment wyjaśniający, dlaczego ukrywali się w domu chłopaka. Może głupie, ale wyjaśnienie jest. Dziękuję za to, że jesteście. Następny rozdział niebawem. Nie bójcie się o Martine ;*
Rano wstałam jak zwykle. Wzięłam do ręki mój telefon i sprawdziłam, czy nie mam przypadkiem jakiejś nieodebranej rozmowy, czy sms'a. Od razu na ekranie wyświetliło się: "1 nowa wiadomość". Otworzyłam zawartość i zaczęłam czytać szeptem.
"Hej, tu ja. Jorge. Nikomu nie masz mówić o tym, co Ci teraz powiem. A więc dzisiaj Ja, Rugge i Mechi przyjdziemy do was tylko ją odstawić. Martina nie może się dowiedzieć. Będziemy około 13:00, nad jeziorkiem."
Spojrzałam na zegarek leżący obok łóżka, na etażerce. 12:25. Szybko podeszłam do szafy i wyciągnęłam byle jakie ciuchy. Bez słowa wybiegłam na miejsce spotkania. Kiedy ich zobaczyłam całych i zdrowych euforia wypełniała mnie od środka. Przytuliłam każdego z osobna i szybciutko wypytałam o takie najpotrzebniejsze rzeczy.
-Dobra, my musimy już uciekać, bo jeśli nas znajdą to znajdą też was. Bądźcie bardzo ostrożni i jakby co dzwońcie. -Rugge pocałował Mercedes.
-Tak Jorge. Zrozumiałam. -złapałam Mechi za rękę i zaciągnęłam do domku.
-I jak się trzymasz? -spytałam.
-Trochę dziwnie.... Już wiem, jak się czuje Tini. Przed chwilą go widziałam, a już tęsknie...
-Kilka razy chciała się zabić i uciec. Z Tobą nie będzie takich problemów, co nie? -zaśmiałam się.
-Nie... Wiem, że chcą dla nas jak najlepiej i chcą byśmy byli bezpieczne. Dlatego są daleko, by nie sprowadzać na nas same złe rzeczy. Chłopaki dzisiaj postrzelili jeszcze jednego. Został im Chuck. (Chuck-imię byłego chłopaka Anabell, wróg Jorge, on chce ich zabić)
-Jak to postrzelili? -zdziwiłam się.
-Nie miałam wam tego mówić, ale... Oni mają broń.
-Dobra, nic nie wygadam. Chodźmy. -weszliśmy przez tylne drzwi, do kuchni. W niej była Alba i Lodo. Od razu zaczęły piszczeć i tulić blondynkę.
-Tak za wami tęskniłam....
-My za Tobą te... -Albie przerwała Martina.
-Mechi?! Co Ty tutaj robisz? -przytuliła ją.
-Nic Ci nie jest? Wszystko dobrze?
-Tak. Jak najlepiej. -brunetka tak jakby zdała sobie sprawę, że to pewnie chłopaki ją przyprowadzili.
-A Rugge? Jorge? Gdzie oni? No mówcie! -pisnęła z radości.
-Oni nie wrócili. Został im Chuck. Przykro mi....
-Wcale nie jest Ci przykro. Nie wiesz, jak to jest żyć bez ukochanej osoby przez ponad miesiąc. -chwyciła torebkę i podeszła do drzwi.
-Idę się przejść. -po czym znikła za drzwiami.
Martina
Jak oni mogli? Wiedzieli, że bardzo za nimi tęsknie, a i tak nie dopuścili do nich. Postanowiłam, że pójdę się przejść na plażę. Chodziłam tak przy brzegu i weszłam na most. Usiadłam na samym końcu i wybuchnęłam płaczem.
-A jeśli to byłoby nasze ostatnie spotkanie? Dlaczego ja nie mogę się z nim zobaczyć? -szeptałam. Wyciągnęłam telefon z torebki i czytałam moje sms'y z Jorge'm. Tak bardzo tęsknie... Czuję się tak jakby.... obserwowana? Zaczęłam się rozglądać. Zeszłam z mostu i coraz bardziej się niepokoiłam.
Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za ramię. Poczułam te nieziemskie perfumy, które mogły należeć tylko do jednej osoby.... Odwróciłam się i rzuciłam mu na szyję. Nareszcie... Z moich oczu pociekły łzy delikatnie mocząc jego koszulkę.
-Kocham Cie, kocham Cię, kocham Cię..... Już nigdy mnie nie opuszczaj. -powiedziałam.
-Nie popełnię takiego samego błędu. Nigdy.... Nic Ci nie jest? Nic Ci nie zrobił?
-Ale kto? -nie do końca zrozumiałam.
-Chuck. Nie mogę go znaleźć.... Przepraszam.
-Jest okey. Nie martw się. Ale dlaczego zawróciłeś, skoro on dalej nas szuka? I gdzie jest Ruggero?
-Dlatego, że zapomniałem dać coś Mechi. A Rugge jest trochę dalej, bo mi się przypomniała jedna rzecz. Ale jak zobaczyłem się z Tobą, to mogę Ci to teraz dać. -włożył rękę do kieszeni i wyjął małe pudełeczko.
-Mercedes miała Ci to dać, bo nie wiem, czy dam radę z Chuck'iem. Jeśli na to spojrzysz, pomyśl, że to ja. Takie małe coś ode mnie. -otworzył i moim oczom ukazała się naszyjnik. Piękny naszyjnik z literką "J" jako zawieszka. Zapiął mi go na szyi.
-Dziękuję, jest przepiękny. Ale Ty i tak nigdy nie wyjdziesz z mojej głowy. I na pewno dasz radę z Chuck'iem. Rozumiesz? Zrób to dla mnie, dla naszych przyjaciół, dla nas.... Proszę.
-Nigdy się nie poddam, bo wiem, że Ty na mnie czekasz. Ale nie jestem w stanie tego przewidzieć. Dlatego Ja, Rugge i Mechi poszliśmy do mojego domu.(wyjaśnienie dla Borkoś Blanco ;*) Po naszyjnik. Miałem Ci go dać, po naszym wypadzie nad morze, ale... No wiesz. Sprawy potoczyły się inaczej i.... -przerwał mu jakiś głos.
-Jorge! Musimy wyruszyć. -spojrzałam na osobę stojącą za nim. Rugge. Podbiegłam do niego i go przytuliłam.
-Nic Ci nie jest?
-Nie... Proszę was. Wróćcie szybko. -chłopak pocałował mnie w czoło.
-Obiecuję. -przyszedł mój chłopak.
-ObiecujeMY. -podkreślił i pocałował mnie namiętnie w usta.
-Kocham Cię.
-Kocham Cię... -i znowu te głupie pożegnanie. Nie mogę. Złapałam ich za nadgarstki.
-Nie... Nie dam wam odejść! -Jorge złapał mnie za ramiona.
-Musimy odejść! Czy Ty tego nie rozumiesz, że jeśli mnie tutaj zobaczą, to zabiorą was?! Nie mogę.... -i odszedł. Nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć, zrobić, by ich zatrzymać. Ale wpadłam na pomysł. Stanęłam na moście i krzyknęłam ich imiona.
-Skoro i tak odejdziesz. To ja nie chcę się bardziej męczyć... -chyba zrozumieli i zaczęli biec w moją stronę. Jednak ja byłam szybsza i rzuciłam się do wody....
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam! Nie bijcie mnie za takie zakończenie! Czytałam wasze ostatnie zakończenie i dałam fragment wyjaśniający, dlaczego ukrywali się w domu chłopaka. Może głupie, ale wyjaśnienie jest. Dziękuję za to, że jesteście. Następny rozdział niebawem. Nie bójcie się o Martine ;*
Czytam to i nagle płaczę.
OdpowiedzUsuńDosłownie.
Pieknie wszystko opisalaś.
A to ich spotkanie takie piękne.
Ciekawi mnie co będzie dalej..
Nie umiem pisać komentarzy
Kathy
Dziękuję <3
OdpowiedzUsuń