Z dedykacją dla Klaudii Bandyk <3 ~Dziękuję, za Twoje miłe komentarze <3
Martina
Nareszcie dojechaliśmy... Mój tata i Ruggero wyciągnęli walizki z samochodu. Zabrałam swoje i od razu pobiegłam do mojego pokoju. Tam, zamknęłam drzwi na klucz i się przebrałam. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Podłączyłam słuchawki pod telefon i puściłam piosenki. (od aut. to jest ta piosenka ----> Andrew Belle - In My Veins) Pamiętam, jak Samuel śpiewał mi tą piosenkę, gdy byłam mała... gdzieś usłyszał ją w radiu i powiedział, że jest taka jakaś smutna. Od tej pory, gdy miałam doła, tą właśnie piosenką mnie rozchmurzał.... Uśmiechnęłam się... Tak za nim tęsknie... Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Miałam ochotę w coś uderzyć... To wszystko moja wina! Mój przyjaciel nie żyje przeze mnie! Przypomniała mi się cała sytuacja w szpitalu... Ja siedziałam na łóżku w sali, spojrzałam na drzwi, które były "do połowy szklane" i co widziałam? Jak Rugge próbuje im powiedzieć o Samu... następnie płacz Candelari.... wszystkich... Przez moje gadulstwo wszyscy cierpią.... Nienawidzę siebie.... Postanowiłam, że pójdę się przejść na spacer... potem być może do jakiegoś baru... albo odwiedzę Jorge, by z nim ostatecznie zerwać? Ponownie się przebrałam. Zabrałam ze sobą tylko telefon i słuchawki. Wymknęłam się z domu i zaczęłam iść przed siebie. Znowu musiałam podłączyć słuchawki i tym razem puściłam I Should Go, Levi'ego Kreis'a. Wsłuchałam się w tekst... Zamknęłam oczy i nadal szłam. Nagle poczułam, jak się od kogoś odbijam. Otworzyłam gwałtownie oczy i ujrzałam jakąś dziewczynę. Była ode mnie starsza, tego można było się domyślić.
-Martina...
-Elizabeth. Ale mów mi Eliz, bo nienawidzę, jak ktoś tak mówi. Okey, a więc Martina, co tutaj robisz sama?
-Ale, że gdzie? Poszłam tylko na spacer. -nie rozumiałam, o co jej chodzi.
-To jest "nasze" miejsce. Chyba, że chcesz się dołączyć? -co?
-Wasze, czyli kogo?
-Moje, Avan'a, Damien'a i Mory. To jak?
-Mi to wszystko jedno... -odpowiedziałam smutno.
-Fajnie, idziesz ze mną. -właściwie, to nie obchodziło mnie to, czy jej ufać, czy nic mi nie zrobią. Miałam to wszystko głęboko w dupie. Po jakiś 10 minutach, dostrzegłam 3 osoby. Jedna dziewczyna, czyli pewnie Mora, i dwóch chłopaków. Stanęliśmy obok nich.
-Cześć. Mamy nową koleżankę w zespole. -uśmiechnęła się dziwnie. -Może ją powitacie, hmmm?
-A no tak, gdzie nasze maniery. -zwrócił się brunet. -Jestem Damien.
-A ja Avan. Hej. I witaj w drużynie. Jesteś nowa, więc jak każdy, musisz zapalić. Nie zapalisz, nie ma szacunku. -podał mi skręta. Dla mnie to było wszystko jedno, więc wzięłam go od niego, podpalił mi, a ja po jakiś 5 minutach rozkoszy wyrzuciłam go spalonego do bliskiej kałuży. Pierwszy raz paliłam... usłyszałam oklaski. Spojrzałam się na nich z miną "przestańcie", co zrobili. Spojrzałam się na zegarek w telefonie.
-Narka. Tylko przyjdź jutro ok. 16.
-Spoko. To do zobaczenia. -pożegnałam się z nimi i skierowałam się w stronę domu Jorge. Też mi chłopak... Ani razu do mnie nie przyszedł, kiedy byłam w szpitalu... gdy go potrzebowałam... ciekawe czy wie, że "jego" dziecko już nie żyje... Pff... Chyba, że Rugge mu powiedział. Tylko on i tata wiedzą, że mi usuwali. Po jakiś kilku minutach stałam pod drzwiami jego domu. Nagle moje nogi zrobiły się, jak z waty. Nie umiałam dotknąć dzwonka, zapukać do drzwi. Ale ostatecznie uniosłam dłoń do góry i nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzył mi właśnie on.
-Cześć Martina. -pocałował mnie w policzek, czemu nie mogłam zaradzić, bo nie mogłam się po prostu ruszyć. Jednak gdy on zbliżył się do mojego policzka i szybko go musnął swoimi wargami, odsunął się ode mnie i spojrzał z troską w oczy.
-Tini, Ty paliłaś? -nie wiem dlaczego, ale się tym przejęłam. Spuściłam głowę i jednak weszłam do środka. Usiadłam na kanapie w salonie.
-Martina paliłaś? Tylko odpowiedz, ale proszę, nie kłam, bo to czuć. Co się dzieje? Jesteś w ciąży, nie możesz pa... -tu mu przerwałam.
-Tutaj Cię kochany zaskoczę. Nie jestem już w ciąży. -przeraził się.
-Poroniłaś?... Kochanie co się stało?... -klęknął przede mną i otulił swoją ciepłą dłonią, moją zimną łydką. Tak jak wtedy, gdy go powiadomiłam o ciąży... ;c
-Nie ma go... Tyle... Tak samo jak Ciebie... Nie było, gdy tak bardzo Cię potrzebowałam... Wolałeś zostać z Vicky... -rozryczałam się... Spuściłam głowę, a on ją podniósł swoim kciukiem.
-Słuchaj... Ja nie kocham Vicky, nie zadurzyłem się w niej, nie chcę z nią być... To Ciebie kocham, to z Tobą chcę być, to w Tobie zakochuje się codziennie od nowa... Przepraszam, że mnie nie było, że nie mogłaś się do mnie wtedy wtulić, gdy chciałaś... Po prostu... Przepraszam... Ale powiedz mi, co się stało z naszym dzieckiem?... -on miał... łzy w oczach?...
-Usunęła... -już miałam powiedzieć, że usunęła mi pani doktor w szpitalu, bo zagrażał mojemu życiu, kiedy on mi przerwał.
-Jak to usunęłaś?!... Kochanie, dlaczego?... Co się takiego stało?... Jak mogłaś usunąć nasze dziecko?....
-Jorge... to nie ja usunęłam... Ja tego nie chciałam... tylko... -wybuchnęłam płaczem. -miałam wypadek i... tak się stało, że dziecko zagrażało mojemu życiu... To nie ja podejmowałam decyzję... -chłopak natychmiast mnie przytulił. Tak mi tego brakowało... Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.
-Opowiesz mi o tym wypadku? -czyli jednak nie wiedział.
-Nie wiesz o nim? Wszyscy przyszli do szpitala oprócz Ciebie... -zrobił złą minę.
-Dziewczyny mi powiedziały, że jadą z chłopakami na zakupy, a potem na plażę i nie wiedzą, o której wrócą... Nie miałem pojęcia... Co ze mnie za chłopak...Przepraszam Tini, ja na prawdę nic nie wiedziałem... Gdybym przecież słyszał, że jesteś w szpitalu, to bym od razu do Ciebie przyjechał... Przepraszam... -szeptał, gdy byliśmy w swoich objęciach. -Ale Tini... Samuel nie wrócił na noc, to... wiesz, gdzie on jest?... -na te słowa płakałam jeszcze bardziej... Postanowiłam, że opowiem mu wszystko od początku.
-Pamiętasz, jak wtedy krzyknęłam drugi raz, że Cię nienawidzę?... Uciekłam do pokoju, przyszedł Samuel, i powiedział, że mnie odwiezie do domu. Jechaliśmy spokojnie, ale... zaczęłam się z nim kłócić i nagle jakaś ciężarówka wyjechała i... -przerwał mi, bo coraz mocniej zbierał mi się na płacz, a mówiłam na jednym wdechu...
-Ciii..... Nie martw się.... -poczułam, że robi mi się mokre w miejscach prawego obojczyka... On płacze...
-Kolejna osoba przeze mnie płacze... -ponownie mi przerwał.
-To nie jest Twoja wina... -pocałował mnie w szyje. Poczułam miłe mrowienie w tym miejscu.
-Kochanie?...
-Tak? -spytałam. Odrywając się od niego.
-Dlaczego paliłaś?... To nie jest wyjście z sytuacji, w której jesteś... Proszę Cię, nie pal już...
-Ale... nie, nie mogę, przepraszam... -powiedziałam, po czym uciekłam z jego domu. Nie wiedziałam, gdzie mam pobiec, schować się, by mnie tylko nie znalazł, ale... zobaczyłam jakiś bar. Na pewno mnie tutaj nie znajdzie. Usiadłam przy stoliku i wypatrywałam go za oknem. Szedł, rozglądając się we wszystkie strony, ale mnie nie widział. I dobrze.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
No hej !
Wiecie... Teraz jest coraz mniej komentarzy... Dlatego Dziękuję Klaudii Bandyk, że wciąż komentuje i zachęca mnie do dalszego pisania. <3
Wiem, że są wakacje i większość chce się "wylatać" na dworze, połazić ze znajomymi itd.,
więc nie zrozumcie tego w ten sposób, że ja od was wymuszam komentarze. O to, to nie.
Mi jest po prostu miło z tego powodu, że zostawiacie po sobie jakiś ślad xD
Dzisiaj taki krótszy, ale też jest akcja xD
To do zobaczenia ;D
Teraz mam więcej czasu w domu, więc rozdziały będą częstsze, ale nie takie długie <3
To Paa <3
Andżelika .
Dziękuje za dedykację i życzę dalszej weny.....
OdpowiedzUsuńDziękuję i Proszę <3
UsuńZabiję!
OdpowiedzUsuńMoja Leonetta! :C
Ja chcę Leonette ;CCCC
A rozdział ogółem boski *-*
Czekam na nexcik <3