Martina
Gdy usłyszałam słowa Vicky, poczułam... zazdrość, zdenerwowanie... Powiedziałam Jorge'owi, że go nienawidzę i uciekłam z domu. Słyszałam, jak mnie woła, biegnie za mną, lecz ja nie ustępowałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Dlatego wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Ruggero. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Coś się stało? -zapytał troskliwie.
-Pomożesz mi? -spytałam płaczliwym głosem. Nie, tylko nie to, ja nie chcę płakać...
-O co chodzi? -bardziej się zmartwił. Łzy napłynęły mi do oczu.
-Jorge... -wypowiedziałam jego imię drżącym głosem i chłopak mi przerwał.
-Coś Ci zrobił?
-Flirtował z Vicky... Dlatego nie mów mu, gdzie jestem, tylko do mnie przyjdź.
-A gdzie jesteś? -zapytał.
-Będę.... nad jeziorem. -i się rozłączyłam. Poszłam w stronę wody i.... się rozpłakałam. Po prostu się rozpłakałam.
Gdy już dotarłam, usiadłam na moście. Wpatrywałam się w zachód słońca, który o tej porze wyglądał niesamowicie. Ale, gdy tylko pomyślałam o moim chłopaku, uśmiech znikł mi z twarzy. Jeśli z nim zerwę, to co wtedy się stanie z naszym dzieckiem? Sama sobie nie poradzę... To wszystko.... Najlepiej byłoby, gdybym w ogóle go nie poznała.
Usłyszałam, jak ktoś idzie po moście. Odwróciłam się i zobaczyłam Rugge z kocem. Blado się do niego uśmiechnęłam. Wtedy po policzku spłynęła kolejna słona łza. Chłopak usiadł obok mnie i dodał otuchy, przytulając mnie do siebie. Zaśmiałam się, a po chwili wybuchnęłam płaczem. Schowałam twarz w jego torsie.
-Dlaczego to tak boli? -zapytałam się.
-Sam nie wiem.... -powiedział i okrył nas kocem.
Jorge
Szukałem jej wszędzie, ale jej nigdzie nie było... Nie dziwię się jej, że mnie nienawidzi. Nie powinienem podrywać Vicky, ale co ona powiedziała Martinie, że uciekła? W celu, by dowiedzieć się prawdy, poszedłem do pokoju Cande. Tam również ma sypialnie Vicky.
Delikatnie zapukałem i otworzyła mi ona.
-Coś się stało? -zapytała z uśmiechem.
-Słuchaj... Powiesz mi, o czym gadałaś z Tini? -spytałem opierając się o próg drzwi.
-Nooo.... o tym.... że.... Ty mi .... się podobasz? -spytała niewinnie. I już wszystko zrozumiałem. Martina pewnie myśli, że podczas jej pobytu w szpitalu, ja się bawiłem z inną. Ale jak ona mogła tak pomyśleć?
-Wiesz Vicky, jesteś extra dziewczyną. Jesteś piękna, inteligentna, rozsądna, miła i... -przerwał mi znajomy głos za mną.
-No wiesz Ty co?! Ja już myślałam, że przesadzam, ale najwyraźniej się myliłam... Nienawidzę Cię! -krzyknęła. Szybko do niej podszedłem i chwyciłem za dłonie, które natychmiastowo wyrwała.
-Nie dotykaj mnie... Zostaw mnie w spokoju... -powiedziała i wybiegła do swojego pokoju. Vicky zaczęła pytać.
-O co w tym wszystkim chodzi? -odwróciłem się w jej stronę.
-Martina to moja...chyba jeszcze...dziewczyna. Jest ze mną w ciąży. -oznajmiłem i sam udałem się do swojego pokoju. Spojrzałem ostatni raz na nią. Stała zszokowana, potem mina jej się zrobiła taka smutna, a na koniec wybuchnęłam płaczem i trzasnęła drzwiami, wbiegając do swojego pomieszczenia. Zrobiło mi się jej żal, ale teraz na głowie miałem większy problem. Martina myśli, że ją zdradzam....
Samuel
Siedziałem w kuchni, gdy nagle usłyszałem trzask drzwi. Hałas dobiegał przy pokoju Martiny. Czyli coś się stało. Delikatnie zapukałem do drzwi, czekając na słowa typu "proszę", ale zamiast tego usłyszałem...
-Jorge odwal się ode mnie! Nie chcę Cię widzieć... -mówiła płaczliwym głosem. Dlatego właśnie weszłem do środka. Brunetka była cała zapłakana... Gdy tylko dostrzegła, że to ja, zaczęła ścierać łzy.
-Hej, kochanie... -usiadłem obok niej na łóżku, a ona na moje słowa, cicho się zaśmiała. -Co się stało? -pytałem spokojnym głosem.
-Pokłóciłam się z Jorge'm. On... Podczas mojego pobytu w szpitalu, zabawiał się z Vicky... -rozpłakała się mocniej, a ja czułem, że zaraz coś zrobię temu gościowi, jednak to mój przyjaciel... Dziewczyna się we mnie wtuliła.
-Nie martw się tym durniem. Pogadam z nim i... -przerwała mi.
-Nie! Nie gadaj z nim o tym, i proszę nie mów mu tego. Ale ja... chcę wrócić do domu. Pomożesz mi? -zapytała nieśmiało. Pocałowałem ją w czubek głowy.
-Oczywiście. Pomóc Ci w pakowaniu?
-Nie, dam sobie radę.
-Okey, to ja zaraz wracam.
Wyszedłem z jej pokoju i zacząłem szukać Candelari. Muszę jej powiedzieć, że mnie nie będzie i to przez dłuższy czas. W końcu ją znalazłem na tarasie, zapatrzoną w jakiś odległy punkt przed sobą.
-Cande... Niestety nie będzie mnie przez kilka godzin... -odwróciła się momentalnie.
-Ale dlaczego? -spytała ze smutkiem i zdziwieniem.
-Bo... Tini posprzeczała się z Jorge'm i chce wrócić do domu.
-Ale co się stało? -ta jej ciekawość... xD
-Kochanie, Martina widziała go z Vicky i... się pokłócili. Nie martw się.
-Już ja sobie z nim pogadam. Dobrze, jedź, ale uważaj na siebie, bo ostatnio gadali, że jest coraz więcej wypadków drogowych. Obiecujesz?
-Obiecuję. -przytuliłem się z nią i pocałowałem czule w usta, na co się uśmiechnęła. Wróciłem do Martiny. Siedziała na łóżku, a obok leżały dwie duże walizki, przy okazji się przebrała. Zaniosłem jej walizki do samochodu i usiadłem na miejscu kierowcy. Nie długo po mnie wsiadła do samochodu Martina. Na początku jechaliśmy w ciszy, którą potem przerwała brunetka.
-Ciekawe, co teraz robi...? -spytała, tak jakby, sama do siebie.
-Oj Tini... Przestań już o nim myśleć.
-A co jeśli teraz siedzi sobie z Vicky? -szepnęła.
-Nie siedzi... Tylko wyolbrzymiasz problemy.
-Ja wyolbrzymiam?! A Ty co robiłeś rok temu Candelari?! -wiem, że jest w ciąży, więc to pewnie tylko jej humorki. Dlatego siedziałem cicho, chociaż i tak miała prawdę...
-No co?! Nic nie powiesz?! A wiesz dlaczego?! Bo to jest tylko i wyłącznie prawda! A on mnie zostawi samą z dzieckiem i tyle! -krzyczała. Odwróciłem się, by spojrzeć w jej oczy i sam krzyczałem...
-Możesz już przestać?! Denerwujesz mnie i nie mogę się skupić na dro... ! -przerwała mi.
-Samu ciężarówka wyjeżdża! -wrzasnęła z przerażeniem w głosie. Jednak zanim zdążyłem się odwrócić, poczułem ogromny ból, przez uderzenie w głowę i słyszałem tylko dźwięk tłuczonego szkła oraz krzyki jakiegoś faceta... Potem już... sam nie wiem co się ze mną działo...
Lodovica
Siedzieliśmy sobie w pokoju z Cande, gdy nagle do środka wszedł Ruggero. Był przybity.
-Dziewczyny nie widziałyście Martiny? -stanął w drzwiach.
-No! Pewnie jest u siebie w pokoju, a dlaczego jesteś taki smutny? -wtrąciła się Candelaria.
-Nie, nie ma jej. Samuel odwiózł ją do domu, bo się posprzeczała z Jorge'm. I przypomniałyście mi, bym sobie z nim pogadała... -powiedziała.
-To dobrze... Znaczy, szkoda, że się pokłóciła ze swoim chłopakiem, ale przynajmniej wiem, że nic jej nie jest... No wiecie, siedzieliśmy sobie nad jeziorem i powiedziała, że chce już wrócić, ale przekonała mnie, że chce pójść sama, więc ją puściłem. Już myślałem, że jej się coś stało... -odetchnął z ulgą.
-Hejka dziewczyny! To co? Robimy sobie babski wie... -przerwała, gdy dostrzegła, że stoi przed Rugge. Po jego minie widziałam, że nie jest zadowolony z tego, że ją spotkał.
-Dobra, to ja już pójdę. Dzięki za pomoc. -powiedział smutny i wyszedł z pokoju omijając Mercedes szerokim łukiem. Stała smutna i spuściła głowę. O nie! Jeszcze oni się mają pokłócić? Nie pozwolę na to!
-Mechi dlaczego za nim nie pójdziesz i nie wytłumaczysz, że to było nie porozumienie? Ja gadałam z Xab'em i jest dobrze. Wy sobie pogadacie i też tak będzie. -uśmiechnęła się.
-Przejdzie mu... -usiadła obok nas na łóżku i zaczęliśmy ploteczki. Chociaż bez Martiny było trochę dziwnie tak sobie zrobić babski wieczór... ;/
Martina
Obudziłam się w... karetce? Spróbowałam się podnieść, ale na to nie pozwolił mi ratownik, stojący nade mną i trzymający moje "łóżko".
-Co się stało? Gdzie my jesteśmy? -zapytałam się. Otworzyłam oczy szerzej i zorientowałam się, że nie ma tutaj Samuel'a. -Gdzie jest chłopak, który kierował? -spojrzałam się na ratownika.
-Bardzo, bardzo mi przykro, ale ... niestety zmarł na miejscu... rany były zbyt poważne i zbyt dużo ich było... Niestety, ale nie którzy po prostu giną w takich wypadkach. Na szczęście zdołaliśmy panią uratować. Musi nam pani powiedzieć, jak się nazywa, ile ma lat i miejsce zamieszkania. Zdołasz to powiedzieć? To bardzo ważne... -słuchałam go cały czas, ale po mojej minie można, by było stwierdzić, że skończyłam przy słowach "zmarł na miejscu"... Jak to zmarł?! To wszystko przeze mnie! To ja go zdenerwowałam! To wszystko i wyłącznie moja wina... Wybuchnęłam płaczem i zakryłam twarz dłonią, jednak dalej nie mogłam się podnieść do pozycji siedzącej. Ja go... zabiłam... On nie żyje... Byłam roztrzęsiona. Lecz postanowiłam ujawnić informacje, których potrzebuje ten chłopak.
-Nazywam się Martina Stoessel, mam 17 lat, mieszkam w Buenos Aires, na ulicy Av de Mayo. Jestem w trzecim tygodniu ciąży. Jak byłam mała, wykryto u mnie żółtaczkę, ale udało mi się ją wyleczyć... Mam uczulenie na kiwi. Może być? -mówiłam spokojnie, próbując zapanować nad sobą, ale moje ręce trzęsły się ze strachu.
-Dziękujemy, że powiadomiłaś nas o ciąży, ale jesteś niepełnoletnia, więc musimy powiadomić o wypadku Twoich rodziców, oraz, że jesteś w szpitalu. Podałabyś nam numer do nich? -chłopak mówił spokojnie i powoli, co mnie trochę uspokoiło, ale ciągle po głowie chodziły mi te 4 słowa...niestety zmarł na miejscu... Podałam mu numer do mojego taty i myślałam, że już koniec gadaniny i będę mogła sobie wszystko przemyśleć, jednak ten ratownik zapytał się mnie:
-Chciałabyś bym to ja ich powiadomił, czy wolisz to zrobić sama? -wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał komórkę. Pokiwałam delikatnie głową i zabrałam od niego urządzenie.
-Halo? -usłyszałam głos mojego taty...
-Tata? Bo wiesz... jestem w szpitalu... miałam wypadek... przyjedziesz do mnie? -zapytałam płaczliwym głosem.
-Kochanie co się stało?... Jak to jesteś w szpitalu?... Wszystko dobrze?...
-Nie wiem tato, jadę dopiero do niego. Słuchaj, przyjedź do nas do domku, poproś Rugge, żeby Cię zwiózł do szpitala. On będzie wiedział, gdzie jechać...
-Dobrze, dobrze, zaraz będę, będziemy... Trzymaj się córeczko i pamiętaj, że wszystko będzie dobrze. -uśmiechnęłam się.
-Dziękuję... Czekam na Ciebie. -rozłączyłam się i oddałam urządzenie ratownikowi, wybuchając przy tym niekontrolowanym płaczem.
Ruggero
Oglądałem film na DVD, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się, ale poszedłem otworzyć. Troszeczkę się przestraszyłem, gdy za drzwiami ujrzałem German'a i to ze łzami w oczach.
-Rugge opowiem Ci wszystko w drodze, ale teraz zabierz mnie do szpitala, Martina miała ponoć wypadek i mówiła, że będziesz wiedział, gdzie jechać. Mogę na Ciebie liczyć? -zapytał z nadzieją. Przestraszyłem się i szybko założyłem na swoje nogi buty. Pobiegłem tylko do mojego pokoju po klucze od samochodu i wybiegłem z German'em z domu. Wsiedliśmy do auta i ruszyłem. German wszystko mi wytłumaczył po drodze. Miał wieści od swojej córki, ale w środku przejechanej trasy, zadzwonił jakiś nieznany numer, co się okazało, lekarz. German cały czas z nim gadał.
-Dzień dobry... Tak, tak, to ja... Co?... dobrze... Tak, macie moją zgodę... Już do niej jadę... Do widzenia... -rozłączył się i blado na mnie spojrzał.
-Co? Co się stało? -spytałem uważnie obserwując drogę.
-Martina jest w ciąży... I... Ta ciąża jest zagrożona... A na dodatek chcą ze mną pogadać na temat tego, że ona jest niepełnoletnia... -próbował mówić spokojnie. Trochę się speszyłem, bo wszyscy wiedzieli o ciąży Tini, no oprócz Germana, Olgi itp., wszyscy w domku o tym wiedzieli... tylko.
Na szczęście dojechaliśmy dosyć szybko i bez żadnych wpadek. Ale... ciągle wszyscy gadają o Martinie, a co z Samuel'em?...
Martina
Leżałam już na swoim łóżku w odpowiedniej sali. Cały czas płakałam... Nie mogłam tego znieść, że Samu... on... nie.... nie... tak nie może być... Okazało się, że coś się może stać z moim dzidziusiem... To mnie jeszcze bardziej załamało... Nie no, niech jeszcze tutaj wejdzie Jorge może co?! Do środka wszedł mój tata, a za nim Ruggero. Tata usiadł obok mnie, pocałował mnie w czoło i powiedział, że wszystko będzie dobrze... Tylko jak?... Jeszcze muszę mu powiedzieć o ciąży... Już otwierałam buzię, żeby coś powiedzieć, ale mojego tatę zawołał lekarz. Ten jeszcze raz mi dał buziaka w czoło i podszedł do tego faceta. Ruggero przysunął sobie krzesło po mojej prawej stronie i chwycił za dłoń.
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? To jest pierwsza sprawa. Druga jest taka, że Twój tata wie o ciąży, a trzecia to: Gdzie jest Samuel? -wybuchnęłam kolejny raz płaczem. Przytuliłam się do jego ręki i delikatnie skuliłam.
-Samuel nie przeżył... -powiedziałam patrząc w jeden punkt przed sobą. Czułam, jak chłopak rozluźnia swoją dłoń i zakrył twarz rękoma... -To moja wina... -dodałam ciszej.
-Nie żartuj sobie... Co się wtedy stało? -zapytał powoli i stanowczo patrząc mi w oczy. Wiedziałam, że teraz cierpi...
-Jechaliśmy i... zaczęliśmy się kłócić. To ja ją zaczęłam. To ja go zdenerwowałam... On wtedy odwrócił wzrok od drogi i nale... Z podjazdu wyjechała ciężarówka i... wtedy... -nie wytrzymałam i ryczałam, jak małe dziecko... Chłopak szybko mnie do siebie przytulił. Sam płakał...
-Nie możesz siebie obwiniać... To wina tamtego kierowcy, nie Twojego. -pocałował mnie w czubek głowy. -Mam jeszcze jedną złą wiadomość.
-To i tak mój najgorszy dzień w życiu... Gadaj. -zaśmiałam się smutno.
-Twoja ciąża jest zagrożona... -i rozpłakałam się jeszcze mocniej, jeśli to było możliwe...
....