Martina
Ruggero szeptał mi do ucha:
-Ciii... Wszystko będzie dobrze... Spokojnie... Cii... -odsunęłam się od niego.
-Okey, jedźmy już lepiej do domu, bo pakowanie zajmie mi trochę czasu. -blado się uśmiechnęłam.
-Na pewno? -pytał trzymając mnie za ramiona.
-Na pewno... -wsiadłam do jego auta. Przez całą drogę nic nie mówiłam. Chłopak wypowiedział kilka zdań, ale ja nic nie odpowiadałam. W końcu, gdy dojechaliśmy szybko weszłam do budynku. Miałam ochotę płakać, ale wstrzymałam się z tym do czasu, gdy weszłam do pokoju. Usiadłam "po turecku" na łóżku i ręce oparłam na kolanach. Czułam, jak ciepłe łzy spływają na moje zimne i już od wcześniejszego deszczu mokre stopy. Nie zwracałam uwagi na to, że ze mnie cieknie, bo jak idiotka stałam w deszczu.
-Dlaczego ja w ogóle do niego poszłam?! -krzyknęłam do siebie. Podeszłam do lustra i zmyłam resztki makijażu. Z szafy wyciągnęłam jakieś byle jakie ciuchy i się w nie przebrałam ------->
Później zeszłam do kuchni, by wziąć coś do picia. Usłyszałam kogoś w tym pomieszczeniu, więc stanęłam na chwile.
-Stary, musisz coś zrobić, no nie wiem... Idź do niej i ją pocałuj czy coś... Nie mam pomysłu. -głos należał do Rugge.
-Ale... Spróbuje z nią porozmawiać. -a ten głos był Jorge... Weszłam do środka wściekła.
-Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać, a Ty Rugge, wiedz, że głupim całusem z nim, nie zmienię się i nie będę latać z kwiatka na kwiatek. -mówiłam najspokojniej, jak potrafiłam. Zatkało ich.
-Nasze pocałunki były głupie? -zapytał z niedowierzaniem.
-To już wiem, dlaczego poleciałaś do Pablo! -krzyknął. Pocałunek jego z jakąś dziewczyną mnie zabolał, lecz jego słowa mnie zabiły. Wiem, że zawiniłam, ale przecież mu tłumaczyłam, że...
-Co?... -do oczu napłynęły mi łzy.
Ruggero szeptał mi do ucha:
-Ciii... Wszystko będzie dobrze... Spokojnie... Cii... -odsunęłam się od niego.
-Okey, jedźmy już lepiej do domu, bo pakowanie zajmie mi trochę czasu. -blado się uśmiechnęłam.
-Na pewno? -pytał trzymając mnie za ramiona.
-Na pewno... -wsiadłam do jego auta. Przez całą drogę nic nie mówiłam. Chłopak wypowiedział kilka zdań, ale ja nic nie odpowiadałam. W końcu, gdy dojechaliśmy szybko weszłam do budynku. Miałam ochotę płakać, ale wstrzymałam się z tym do czasu, gdy weszłam do pokoju. Usiadłam "po turecku" na łóżku i ręce oparłam na kolanach. Czułam, jak ciepłe łzy spływają na moje zimne i już od wcześniejszego deszczu mokre stopy. Nie zwracałam uwagi na to, że ze mnie cieknie, bo jak idiotka stałam w deszczu.
-Dlaczego ja w ogóle do niego poszłam?! -krzyknęłam do siebie. Podeszłam do lustra i zmyłam resztki makijażu. Z szafy wyciągnęłam jakieś byle jakie ciuchy i się w nie przebrałam ------->
Później zeszłam do kuchni, by wziąć coś do picia. Usłyszałam kogoś w tym pomieszczeniu, więc stanęłam na chwile.
-Stary, musisz coś zrobić, no nie wiem... Idź do niej i ją pocałuj czy coś... Nie mam pomysłu. -głos należał do Rugge.
-Ale... Spróbuje z nią porozmawiać. -a ten głos był Jorge... Weszłam do środka wściekła.
-Nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać, a Ty Rugge, wiedz, że głupim całusem z nim, nie zmienię się i nie będę latać z kwiatka na kwiatek. -mówiłam najspokojniej, jak potrafiłam. Zatkało ich.
-Nasze pocałunki były głupie? -zapytał z niedowierzaniem.
-To już wiem, dlaczego poleciałaś do Pablo! -krzyknął. Pocałunek jego z jakąś dziewczyną mnie zabolał, lecz jego słowa mnie zabiły. Wiem, że zawiniłam, ale przecież mu tłumaczyłam, że...
-Co?... -do oczu napłynęły mi łzy.
-Jak mogłeś?... Przecież mówiłam Ci, że to on mnie wtedy... Nienawidzę Cię! -pobiegłam do pokoju, łzy spływały po moich policzkach strumieniami. Dlaczego on wciąż myśli, że to ja go zdradziłam? Jak on mógł coś takiego powiedzieć?... Nigdy więcej się do niego nie odezwę! Uprości mi to jego wyjazd. Znowu płaczę... Szybko z tarłam słoną ciecz z mojej twarzy i wyciągnęłam walizkę z pod łóżka. Po jakiś 2 godzinach męczenia się, w końcu skończyłam. Usłyszałam ciche pukanie. Drzwi się otworzyły i wychylił się Jorge.
-Mogę wejść? Pogadać, przed wyjazdem? -zapytał tak smutno, był zdołowany... Nic nie odpowiedziałam, wlepiłam swój wzrok w podłogę.
-Okey... Jak chcesz. -usiadł obok mnie na dywanie, opierając się o łóżko. Spojrzałam na niego pytająco.
-Przepraszam Cię. Nie chciałem tego powiedzieć... Dziwnie się poczułem, jak mówiłaś o naszych pocałunkach, że są głupie. Myślałem,że to coś dla Ciebie znaczyło, ale najwidoczniej się pomyliłem. Jutro wyjeżdżam, więc chcę mieć z Tobą dobre relacje. Mimo wszystko, dalej jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie... -pochylił się do pocałunku, szybko się odwróciłam i musnął mnie w policzek. Poczułam miłe mrowienie w tym miejscu...Zamknęłam oczy i spod powieki spłynęła jedna, maleńka łza. Chciałam być twarda. Odepchnęłam go od siebie i gestem pokazałam, że ma stąd wyjść.
-Wybacz mi... Odpowiesz? Wiesz, że zaczekam choćby do jutra? -mówił pewny siebie. I co mam teraz zrobić? Do ręki wzięłam kartkę i długopis. Napisałam dużymi literami "WYBACZĘ, ALE MASZ STĄD WYJŚĆ!". Pokazałam mu, na co on się trochę uśmiechnął, po czym wykonał moje polecenie.
-Dlaczego Ty taki jesteś?... -szepnęłam. Spojrzałam na zegarek, wykazywał on godzinę 21:36. Wzięłam do ręki moją pidżamę, która leży zawsze pod kołdrą i poszłam do łazienki.
Obudził mnie spanikowany Ruggero, potrząsający mną do przodu i do tyłu. Po chwili ogarnęłam się i dałam mu w twarz.
-Ruggero uspokój się! Przestań mną trząść. -puścił mnie i zaczął masować swój policzek.
-To bolało... Mercedes dzwoniła do mnie, że nie może jechać. Z całego planu nici!
-Zadzwonię do niej. -złapałam telefon w rękę i wykręciłam numer przyjaciółki. Odebrała po jakiś dwóch sygnałach.
-Czego chcesz?! -warknęła.
-Spytać się dlaczego nie chcesz jechać z nami nad morze?
-Bo nie chcę patrzeć na Ciebie i Rugge przytulających się?!
-Ale my nie... my nie kręcimy ze sobą. Rozumiesz?
-No właśnie nie!
-No to zrozumiesz, jak pojedziesz.
-No... dobra. -rozłączyła się. Odłożyłam komórkę na biurko.
-I?
-Pojedzie. -przytulił mnie.
-Dziękuję!!! Zbieraj się. Za pół godziny jedziemy! -wybiegł z pokoju. Co? Tak mało czasu? Szybko wstałam i przebrałam się. Zeszłam na dół, gdzie czekały już na mnie naleśniki Olgi. Zjadłam je w dziesięć minut i pobiegłam do łazienki. Uczesałam włosy w koka, lekki makijaż i umyłam zęby.
-Idziesz?! -krzyknął z dołu chłopak. Kurcze! Aż tyle mi to zajęło? Zabrałam z pokoju komórkę, małą torebeczkę, gdzie miałam pamiętnik, długopis, chusteczki itp., i walizkę. Kiedy schodziłam ze schodów pomógł mi z ostatnią i największą rzeczą Ruggero. Zaniósł ją do samochodu, a ja zaczęłam się żegnać z tatą, Olgą i Ramallo.
-Pamiętajcie. Za tydzień wracamy. -przytuliłam każdego z osobna. Później to samo uczynił mój "współlokator" i wsiedliśmy do maszyny. Jechaliśmy jakieś 3 godziny... Dlaczego, właśnie teraz? Bo musimy przygotować przyjęcie. Spojrzałam odruchowo na zegarek w telefonie. Godzina wskazywała 13:30... Już go nie ma w Buenos Aires... Tak jakoś mi.. smutno. Wreszcie dojechaliśmy. Komórka przyjaciela wydawała z siebie dźwięki świadczące, że ktoś do niego dzwoni. Wyjął ją z kieszeni, i gdy spojrzał na wyświetlacz uśmiechnął się.
-Zaraz przyjdę. To ważne... -powiedział i gdzieś poszedł, by w spokoju pogadać. Mercedes... -pomyślałam. Zabrałam swoją walizkę i klucze od domku, które leżały na siedzeniu Rugge. Otworzyłam drzwi i się rozejrzałam. Poszłam w poszukiwania jakiegoś pokoju. Gdy wreszcie go znalazłam położyłam walizkę obok łóżka i sama na nim usiadłam. Westchnęłam. Byłam ciekawa, jak wygląda reszta, więc szybko się przebrałam w wygodniejsze ciuchy i wyszłam z pokoju. W pewnym momencie zauważyłam wyjście na taras. Widok był nieziemski... Oparłam się o szczeble "płotku" i rozmyślałam. Ciekawe, czy podczas tego wyjazdu, choć trochę zapomnę o NIM? Nie mogę zaprzeczyć, że coś do niego czuję. Być może nawet dalej go kocham, jednak to jest dla mnie... za wcześnie? Już wiem, jak on się czuł, gdy dowiedział się o mnie i Pablo... Kilka łez spłynęło mi po policzku. Natychmiastowo je ścierałam, lecz na ich miejsce przychodziły nowe. Nagle poczułam, jak ktoś dotyka moje ramię. Nie odwracałam się, wiedziałam, że to Ruggero, więc momentalnie wlepiłam się w niego i schowałam swoją twarz w jego szyi. Położył swoje dłonie na moich plecach.
-Rugge...ja nie mówiłam...wczoraj serio...po prostu...byłam zła i... Przepraszam... -mówiłam pomiędzy płaczem. Chłopak zbliżył się do mojego ucha, odgarniając mi włosy za nie.
-Rugge jest w salonie i przygotowuje muzykę... -podniosłam głowę i ujrzałam... Jorge? -J..or...ge?... -byłam zaskoczona. On od półtorej godziny powinien być w samolocie...
-Tak to ja. Nie wyjadę. Tam nie mam Ciebie, przyjaciół, rodziny... Tini, musimy porozmawiać.
-Nic nie musimy... -odepchnęłam go lekko od siebie i odsunęłam się. Miałam się do niego nie odzywać... Dobra, ujdzie.
-Musimy... O nas. -złapał mnie za nadgarstek. Chciałam się wyrwać, ale nie mogłam. Spuściłam głowę, by nie widział łez spływających po mojej twarz. Ale on złapał mnie za policzek. -Zostaw mnie. "Nas" już nie ma. Zaakceptuj to. Ja musiałam. Na razie. -znów go odepchłam i pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam płaczem. Mógł już stąd wyjechać, a nie zmieniać zdanie i nagle zaczął się interesować "nami"? Nienawidzę go... Po jakiś 10 minutach usłyszałam pukanie, a po chwili ujrzałam głowę Ruggero wystającą zza drzwi.
-Hej, możesz na pomóc, czy nie jesteś w stanie? Nic na siłę.
-Przepraszam Cię Rugge. Wiem, że to jest dla Ciebie bardzo ważne, że to są urodziny Twojej dziewczyny, że nie chcesz tego zepsuć i wg., ale ja nie dam rady... To... mnie przerasta. -ponownie wybuchnęłam płaczem.
-Tini... -zaczął, ale mu przerwałam.
-Chcę zostać sama Rugge. Nie obraź się, ale... no. -wyszedł. Położyłam się na łóżku i zasnęłam rozmyślając o dzisiejszym poranku i po południu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej <3 Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale już wszystko zostało wyjaśnione, więc mam teraz więcej czasu. Specjalnie na przeprosiny taki dłuuugi ;**
Blancowaa <3
Te amo ;3
Awwwwwwww ♥
OdpowiedzUsuńJaki długi. :-)
Cudnyyyy o_O
Kocham Cie ヅ
Czekaaaaaam na next :-*
Buziaki :-*
P.s. Wbijaj do mnie.
Śliczny.....
OdpowiedzUsuń