Mercedes
Zabrałam Elizabeth do jej domu. Cały czas płakała, nie mogła przestać... Zrobiło mi się jej żal. Kolejny raz cierpi przez tego gnojka. Zabiję go osobiście, gołymi rękami, za skrzywdzenie mojej przyjaciółki!
W domu byli tylko rodzice Eliz. Nie wiem, gdzie wywiało Jorge i Candelarie. Poszliśmy do kuchni, gdzie zrobiłam jej herbatkę. Postanowiłyśmy, że zostanę tu na noc, bo nie zostawię jej w takim stanie.
Nagle ktoś wszedł do domu zatrzaskując głośno drzwi. W mgnieniu oka znajdowałam się w korytarzy, gdzie zobaczyłam zgubę.
-Mógłbyś przestać walić drzwiami?!
-A Ty byś mogła przestać zadawać tyle pytań?! -pierwszy raz od 16 lat, krzyknął na mnie. Zawsze miał szacunek do kobiet i nigdy nie podnosił na nie głosu. Przestraszyłam się.
-Oj, Mechi, ja nie chciałem, po prostu... -przytulił mnie.
-Co się dzieje? -zapytałam.
-Yyy... Nnno... Wiem o zdradzie Valeri. Gdzie jest Eliz?
-W kuchni... -odpowiedziałam smutno. On wie. Już wie.
Wszedł do pomieszczenia, zauważając zapłakaną Elizabeth siedzącą na stole. Zawsze tak robiła, jak było jej źle.
-Oj, Eliz... -przytulił ją z całych sił. -Nie płacz. Nie warto po nim teraz niszczyć taką fajną i ładną dziewczynę. -zaśmiała się.
-A Ty? Jak się czujesz?
-No... było mi na początku źle, potem się wkurzyłem i... chyba mi przeszło. Najwidoczniej nie łączyła nas taka więź, jak myślałem. Mechi -zwrócił się do mnie. -możesz iść do domu. Zajmę się nią. -mrugnął oczkiem.
-O nie, nie, nie. Ja dzisiaj u was nocuję. Co nie?
-Tak. -uśmiechnęła się blado. -Chodźmy. -oderwał się od niej i poszłam z nią do jej pokoju.
Ruggero
Tak strasznie się cieszę, że wracam. Znowu zobaczę się z Martiną, ciocią, wujkiem... Długo ich nie widziałem. Mam nadzieję, że zastanę Tini w domu. Chciałbym z nią porozmawiać, wyjść gdzieś na miasto, powspominać stare lata...
Zapukałem do drzwi i czekałem, aż ktoś otworzy. Po chwili stanęła w nich ciocia.
-Ruggero! Przyjechałeś już! Wchodź. -przytuliliśmy się i weszliśmy do salonu. Tam czekał już wujek. Z nim także się przytuliłem.
-Bardzo się cieszymy, że Ruggero przyjeżdżasz do nas.
-Ja też. A pro po przyjazdu. Mam pewną prośbę...
David
Czekam na nią już półgodziny! Gdzie ona jest?! Następnym razem nie dam się namówić na spotkanie na miejscu...
-Cześć! Sooooorry za spóźnienie. -powiedziała brunetka wchodząc do kawiarni.
-Cześć. Następnym razem po Ciebie wychodzę. -spojrzała na mnie miną zbitego psiaka. -Oj, no dobra. Siadaj.
-No to co chciałeś? Wiesz, mam plany na dziś, więc... -przerwałem jej.
-Słuchaj, tu chodzi o Diego. -wzdrygnęła się.
-Coś mu się stało?
-Można tak powiedzieć. Nick go widział z przynętą.
-Co? -wybałuszyła oczy.
-Musimy bardziej uważać, bo z naszego planu nici. -dziewczyna ponownie się wzdrygnęła.
-To... może nawet lepiej? -spytała nie pewnie. Wyczuwałem u niej strach. Bała się mnie. I dobrze. Wstałem i ukucnąłem przy niej.
-Kochanie, przecież i tak musisz to zrobić. A jeśli nie, to my to zrobimy z Tobą. Rozumiesz? -milczała. -Rozumiesz?! -nadal milczała. Uderzyłem ją w twarz. -Rozumiesz?! -krzyknąłem na całą kawiarnie, przez co wszyscy się na nas spojrzeli.
-Przepraszam, nie macie swojego życia? -odwrócili się.
-To jak, rozumiesz, czy nie? -szepnąłem krzycząc. Łzy zbierały jej się w kącikach oczu. Powoli i nie pewnie kiwnęła głową.
-No i widzisz. To nie takie trudne. -usiadłem na swoim krześle. -Przynęta jutro idzie na zakupy ze swoją przyjaciółką. Masz na nich przypadkiem wpaść i jakoś się wkręcić na zakupy z nimi. Dokładne dane prześle Ci jutro. -pocałowałem ją w policzek i wyszedłem.
Ruggero
-Oczywiście! -krzyknęła Clara i mnie przytuliła.
-Na serio się zgadzacie? Na prawdę pozwalacie mi tu zamieszkać?
-Tak. Jesteśmy rodziną, chętnie Ci pomożemy. -teraz to ja ich przytuliłem.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Tini jest u siebie w pokoju. Leć, pewnie się ucieszy tak jak my. -uśmiechnąłem się.
Szłem po schodach i cicho zapukałem do drzwi. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłem czynność, tylko że głośniej. Nadal cisza. Otworzyłem drzwi i ujrzałem pustkę. Nie było tu nikogo.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer mojej kuzynki. Odebrała po jakiś 2 sygnałach.
-Cześć. -powiedziała płaczliwie.
-Hej, hej, hej. Co jest?
-A... nic. Przewróciłam się i... no wiesz. Beksa ze mnie.
-Nie wierzę Ci, ale okey. Gdzie jesteś?
-W parku, a ... przyjechałeś już?!
-Tak. -zaśmiałem się. -Podaj ulice i za chwilę będę. -porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozłączyła się niespodziewanie. Nie wiem co to miało znaczyć. Szybko wybiegłem z domu, wcześniej pytając się wujkowi o tą ulicę.
Gdy nareszcie znajdowałem się w parku znalazłem ją na ławce. Siedziała skulona i... płakała. Gdy byłem już dość blisko, klęknąłem przed nią.
-Co jest mojej małej kuzyneczce? -zapytałem żartobliwie, by ją trochę rozchmurzyć. Nie odpowiedziała nic. Usiadłem obok niej.
-Ej, co j... -przerwałem, gdy natychmiastowo przytuliła się do mnie. Objąłem ją ramieniem i szepnąłem do ucha.
-Co się stało? -uniosła głowę i spojrzała na mnie opuchniętymi, czerwonymi oczami.
-Nie mogę Ci powiedzieć.
-Co?
-Nie może Ci powiedzieć, nie słyszałeś?! -odwróciłem głowę, a za mną stał wysoki, czarnowłosy chłopak. Patrzył się na mnie, jakby chciał mnie zabić. O kurczę!
-Wybacz mi, ale ja jestem tylko jej kuzynem. Mam świadomość, że to dziwnie wygląda, ale to tylko moja kuzyn... -przerwał mi.
-Co? Masz ją zostawić i tyle.
-Nie jesteś jej chłopakiem?
-Nie. Idź stąd.
-Skoro nie jesteś nikim ważnym, to mogę z nią być ile chcę.
-Chłopaki przestańcie. -powiedziała zachrypniętym głosem Martina. Spojrzała na tego drugiego chłopaka i jej ciało zesztywniało.
-Diego co Ty tu robisz?...
-Przyszedłem po Ciebie. David ma jakąś sprawę...
Elizabeth
Dzięki Mercedes zapomniałam o tym debilu. Świetnie się wczoraj bawiłam. Zrobiłyśmy sobie babski wieczór i... w połowie dołączyła do nas Candelaria.
Ale ma to też swoje minusy. Zaspałyśmy i teraz robimy wszystko na szybko, by zdążyć do Studio na lekcje. A więc tak. Ja robię śniadanie, Mechi siedzi w łazience, a Candelaria sprząta po nas. Za to rodziców już nie ma, a Jorge czeka na nas w aucie. Ten to ma cierpliwość...
Gdy wszystkie byliśmy gotowe, wsiedliśmy do samochodu i zapieliśmy pasy.
-Dziękujcie mi, że zaczekałem. Jestem przez was spóźniony.
-Dziękujemy. -powiedziałyśmy chórem, na co wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Dziewczyny?
-Co?
-Uwielbiam was! -uśmiechnęły się.
-A ja nie... -mruknął pod nosem mój braciszek.
-Oj, też, ale jeszcze o tym nie wiesz. -ponownie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Po jakiś 10 minutach dojechałyśmy.
Wbiegliśmy do sali Clary i zajęliśmy miejsca, przepraszając za spóźnienie.
Valeria
Cały czas jestem nerwowa, bo boję się, że ktoś powie Jorge o Nick'u. Swoją drogą, dlaczego go nie ma w Studio? On się nigdy nie spóźnia! A co jeśli...
-Przepraszamy za spóźnienie. Coś nas zatrzymało. -powiedział mój chłopak, cały i zdrowy, wskazując na swoje siostry i Mercedes. Zagotowałam się w środku od zazdrości.
Nie.no superr :*
OdpowiedzUsuńKochana oddaj trochę talentu :D
A może byś wpadła do mnie ?
Bo ja twój blog czytam .
A ty ?
Leonetta-nowa.blogspot.com
Buziaki
Borkoś
Wpadam, jak jest coś nowego ;D
UsuńBuziaki ;**
Swietny!!!! Widzę tutaj wiele nowych osób w rozdziałach.....
OdpowiedzUsuń