Martina
Lekarz powiedział, że to może być niebezpieczne dla ciąży. Przestraszyłam się. Potem wyszedł, a jego miejsce zajął Jorge. nie zwracajcie na napis na gifie
-I? Co się dzieje? -pytał zaniepokojony.
-On... powiedział, że to może być niebezpieczne dla ciąży... -rozpłakałam się. Chcwycił moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze i zobaczysz, że nie długo będziemy chodzić na spacerki z naszym słodkim dzidziusiem w wózeczku. -uśmiechnął się.
-Nie, znając życie i mojego pecha to wszystko będzie do bani! -krzyknęłam i odwróciłam się w drugą stronę.
-Kochanie... -przerwałam mu.
-Chcę pobyć sama. Proszę. -było słychać szuranie krzesła i trzask drzwi. Kolejne łzy spłynęły mi po policzku.
-I? Co się dzieje? -pytał zaniepokojony.
-On... powiedział, że to może być niebezpieczne dla ciąży... -rozpłakałam się. Chcwycił moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze i zobaczysz, że nie długo będziemy chodzić na spacerki z naszym słodkim dzidziusiem w wózeczku. -uśmiechnął się.
-Nie, znając życie i mojego pecha to wszystko będzie do bani! -krzyknęłam i odwróciłam się w drugą stronę.
-Kochanie... -przerwałam mu.
-Chcę pobyć sama. Proszę. -było słychać szuranie krzesła i trzask drzwi. Kolejne łzy spłynęły mi po policzku.
Ruggero
Siedziałem w kuchni, aż do środka nie weszła Mechi.
-Cześć kotek! -powiedziała, gdy tylko mnie zobaczyła i podbiegła do mnie się przytulić, jednak ja ją delikatnie odsunąłem. Stanąłem obok.
-Słuchaj widziałem Twoją akcję z Xab'em. Ufam Ci, ale skoro Lodovica była zazdrosna, to musiała mieć powód. Na razie. -odszedłem do pokoju, zostawiając ją zdziwioną na środku kuchni.
Usiadłem na łóżku, wcześniej zabierając gitarę ze stojaku (?) i zacząłem grać. Miałem na to ochotę. Od dawna nic nie grałem, nawet nie brząkałem byle by po brzdąkać.
Candelaria
Razem z Samuel'em poszliśmy się przejść nad jezioro. Wszyscy siedzą tylko w domku i nic nie robią. Chciałam jechać do Martiny, do szpitala, ale Jorge mówił, że lepiej nie. Chociaż wiem, że najchętniej to by tam siedział z nią cały dzień i noc, jakby trzeba było. Boi się. To normalne.
-O Martinie. Pojedźmy do niej... Proszę. -zrobiłam słodkie oczy.
-Nie. Jorge mówił, że chce być sama. Jeśli zmieni zdanie, to zadzwoni. -zasmuciłam się.
-Ej, mała... Pojedziemy do niej. Obiecuję. Ale nie teraz. -uśmiechnęłam się na jego słowa i przytuliliśmy się. Nagle sobie o czymś przypomniałam.
-Samu.... Nie będziesz zły, jeśli coś Ci powiem?.... -bałam się.
-Zależy... Nie no Cande, przecież zrozumiem.
-No i w tym problem, że chyba nie zdołasz... Bo chodzi o to, że.....
Jorge
Siedziałem sobie spokojnie na kanapie, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć i to, co zobaczyłem zaskoczyło mnie. To była... Vicky?!
-Vicky! Jak ja Cię dawno nie widziałem! -krzyknąłem i odruchowo przytuliłem rok od nas młodszą siostrę Candelari.
-Co tutaj robisz? -spytałem szczerząc się.
-Znaczy, że... Cande wam... nic nie powiedziała? Ugh... No więc tak. Będę z wami na tym waszym wypadzie nad morze. Miałam jechać od razu z rudą, ale wyszło, jak wyszło. No to... co robimy?
-Oglądałem film w telewizji, ale możemy wybrać jakiś na DVD i obejrzeć sobie.
-Ty to zawsze wiesz, jak mi zapewnić dobrze stracony czas. -zaśmiała się.
-Pójdę zrobić cappuccino. Tyle ile zawsze słodzisz?
-Tak! -udałem się do kuchni, zapominając o tym, że moja dziewczyna teraz cierpi leżąc w szpitalu...
Martina
Właśnie wracam z badań. Bólu już nie odczuwam tak mocno, jak przedtem. Za dwie godziny mogę wrócić do domu, jednak jutro muszę się stawić na badania, i tak co tydzień. Tutaj chodzi o moje i Jorge dziecko....
Świetny rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietny.....
OdpowiedzUsuń