Martina
*kilka tygodni później*
Wstałam, jak zwykle, czyli poszłam od razu do łazienki. Przebrałam się, zrobiłam co musiałam i zeszłam do kuchni. Miałam ochotę na naleśniki. Już miałam podejść do blatu, gdy poczułam ból w podbrzuszu. Przytrzymałam się jedną ręką na plecach, a drugą na krześle.
-Nic Ci nie jest?! -usłyszałam Rugge za mną. Słyszałam, jak do mnie podchodzi.
-Strasznie boli... -wysyczałam.
Chłopak delikatnie wziął mnie na ręce i posadził na stole.
-Co Cię boli? -spytał szybko.
-Podbrzusze.... -złapałam się za nie. Ból nie ustępował. -Zrób coś z tym... błagam... -pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
-Poczekaj chwile. Zawiozę Cię z Jorge'm do szpitala. -w mgnieniu oka opuścił kuchnie.
Chciałam zejść, więc powoli kładłam stopę na podłogę. Następnie drugą i opierając się o ścianę, szłam coraz bliżej drzwi wyjściowych. Po chwili chłopaki zbiegli po schodach.
-Martina nie ruszaj się... zaraz Cię zabierzemy do szpitala, tak? -zapytał, biorąc moją twarz w swe dłonie. Skinęłam głową i dałam się zanieść do samochodu.
Ja siedziałam z moim chłopakiem z tyłu, a Ruggero prowadził. Droga dłużyła mi się nie miłosiernie, a ból coraz bardziej się powiększał. Jorge, widząc to jak cierpię, złapał moją dłoń i musnął ją swoimi wargami.
-Będzie dobrze, słyszysz? Nie dam Ci wyjść ze szpitala, do póki nie przestanie Cię boleć. Nie dam... -drugi raz pocałował wierzch mojej dłoni. Następna łza spłynęła mi po policzku, i kolejna, i kolejna... to tak bolało...
Po jakiś 15 minutach dojechaliśmy. Jorge wziął mnie na ręce i niósł do szpitala. Położyłam głowę na "wgłębieniu przy szyi" (od aut. sorki, sorki, ale nie wiedziałam, jak to nazwać. Naciśnij, to się dowiesz dokładniej).
-Proszę.... zabierz mnie stąd.... -wymruczałam. Nie miałam siły.
Mercedes
Gdy się obudziłam, poleżałam jeszcze chwilę i wstałam z łóżka. Nie miałam na nic ochoty. Założyłam jakieś byle jakie dresy i zeszłam na dół. W kuchni zrobiłam sobie cappuccino i wyszłam na taras. Podziwiałam widoki, gdy....
Xabiani
Po obudzeniu się, wykonałem wszystkie potrzebne czynności, przebrałem się i miałem zrobić Lodovice niespodziankę, czyli śniadanko. Właśnie, miałem. Gdy przechodziłem obok tarasu, zauważyłam na nim Mechi. Stała zamyślona. Wpadłem na pomysł i po cichu za nią stanąłem. Przysunąłem usta do jej ucha i powiedziałem:
-Bu. -dziewczyna niczego się nie spodziewała, więc tak jak myślałem, szybko się odwróciła przestraszona. Niestety, nie wiedziałem, że w ręce trzyma kubek z gorącym cappuccino. Z tego strachu wszystko wylała na siebie, jak i na mnie.
-Przepraszam Cię, ja.... -przerwałem jej.
-Nie przepraszaj, to ja Cię wystraszyłem potworze. -zaśmiała się i uśmiechnęła do mnie.
-Ja jestem potworem? To nie ja straszę ludzi! -krzyknęła ze śmiechem.
-Cześć. Jak widzę miły poranek... -powiedział głos stojący za mną. Lodo. Odwróciłem się. Była zła.
-Cześć skarbie. Głodna? Zrobię Ci śniadanie i... -przerwała mi.
-Nie trzeba, nie jestem głodna. Ale spytaj Mercedes... -i wyszła. Spojrzałem się smutny na Mechi.
-Zrozumie. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie martw się. Pogadam z nią. -chciała już iść do niej, ale ją zatrzymałem.
-Nie, ja to zrobię. Tak będzie lepiej. Inaczej tylko się wkurzy.
Ruggero
Martina została z Jorge'm w szpitalu, a ja miałem poczekać w domu. Tak więc zrobiłem. Gdy wszedłem do domku, usłyszałem śmiech. Należał on do Xab'a i Mechi. Ucieszyłem się, gdy pomyślałem o mojej księżniczce. Szłem za ich głosem i dziwnie się poczułem, jak ich zobaczyłem razem. Widziałem, jak Lodo złości się na Xab'a. Chciałem podejść do Mercedes, ale oni jeszcze chwilkę sobie "pogadali" i zrezygnowany poszedłem do kuchni...
Bardzo fajny,biedna Martina ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.....
OdpowiedzUsuń