Martina
*dwa tygodnie później*
Na drugi dzień wstałam cała obolała. Źle spałam i mnie wszystko boli.... Postanowiłam, że dzisiaj nie idę do szkoły, nie wyjdę z mojego pokoju, nie opuszczę dziś łóżka. Położyłam się z powrotem i zamknęłam oczy.
Poleżałam sobie tak chyba tylko pół godziny, gdyż... ktoś zapukał do mojego pokoju. Ugh...
- Kto? - spytałam z wyraźną niechęcią.
- Lodo, Cande, Mechi, Alba i ... - tutaj przerwała.
- I...? Dziewczyny gadajcie... - mówiłam z dalej zamkniętymi oczami, oczekując, aż Morfeusz porwie mnie do krainy snów.
- Ktoś, kto chciałby z Tobą porozmawiać. - wyminęła Cande.
- Czyli?! Dziewczyny proszę was, ale nie mam ochoty na głupie zgadywanki... Wchodźcie. - wtedy usłyszałam dźwięk ciągnięcia klamki. Przypomniało mi się, że wczoraj zamykałam drzwi na klucz. Ugh... Zwlokłam swoje ciało i przekręciłam klucz. Z powrotem wróciłam do łóżka i do środka weszła Mechi, Cande, Lodo i Alba.
- A ta piąta osoba? - spytałam zirytowana ich zachowaniem.
- Ktoś mnie wołał? - zapytał Diego. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego. Przez te dwa tygodnie zbliżyliśmy się do siebie, ale nie w tym sensie. Jest moim przyjacielem i to on pomógł mi, gdy w szpitalu Jorge tak jakby mnie odrzucił. Znaczy, niby jesteśmy "przyjaciółmi", ale i tak nie rozmawiamy ze sobą, ani nic...
- Jesteś głodna? Na dole Olga Ci zrobiła śniadanie, a my zejdziemy na dół i masz 10 minut na wyszykowanie się.
- Nie! Ja dzisiaj nie idę do szkoły... - wskoczyłam na moje łóżko.
- Idziesz. Martina nie możesz opuszczać zajęć. Proszę Cię... - spojrzał mi w oczy.
- No... okey. - wygoniłam ich z pokoju i podeszłam do szafy. Mogłabym z nimi podyskutować na temat szkoły, ale i tak nie pozwoliliby mi zostać w domu. Wybrałam jakiś czarny sweter i czarne legginsy. Weszłam do łazienki i wykonałam co trzeba. Włosy związałam w luźnego koka, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż, czyli: tusz do rzęs (którego prawie nie widać). Szybko zbiegłam na dół do jadalni i chwyciłam bułkę Olgi w ręce.
- Idę do szkoły! - krzyknęłam i wyciągnęłam z szafki na buty czarne vans'y. Założyłam je na nogi i wyszłam przed dom, gdzie stali moi przyjaciele. Razem z nimi doszłam do szkoły.
Teraz miałam przerwę na 35 minut, więc weszłam do pustej sali muzycznej i stanęłam przed keyboard'em. Zaczęłam grać melodię do Junto a ti. Pamiętam to... było tak całkiem niedawno.
- Co tu robisz sama? - zapytał Diego oparty o futrynę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Gram... Zaśpiewasz ze mną? - spytałam z nadzieją. Tak dawno z nim nie śpiewałam.
- Yo soy asi. - powiedział od razu. Zaśmiałam się i zaczęłam grać melodię.
Y es que yo soy asi
Mi vida es alocada
Siento que voy a mil
Contigo todo canbia
Y es que yo soy asi
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada
Kiedy skończyliśmy Diego zaczął się do mnie przybliżać. Na początku się nie domyślałam, o co może mu chodzić, ale kiedy już prawie dotknął moich ust odsunęłam się. Spuściłam głowę na dół.
- Martina, ja... - do środka wszedł Jorge.
- Hej, jest zebranie w sali tanecznej, chodźcie. - wiedziałam, że był zazdrosny. Po czym? Jak zawsze podniósł wysoko brwi, oraz to, że zaczął bawić się swoim pierścieniem. Poczułam wtedy jakieś miłe uczucie w środku. To było takie słodkie... ;3
- Martina, idziesz? - zapytał się, kiedy Diego znajdował się obok niego, a ja wciąż stałam w tym samym miejscu. Kiwnęłam głową i podeszłam do nich. Diego szedł daleko przede mną, a malutki kawałeczek ode mnie szedł Jorge. Czasami czuła, jak jego dłoń przeciera o moją. Wtedy zaciskałam ją w pięść, żeby nie mógł jej chwycić, czy coś, chociaż i tak pewnie tego nie zrobi. Jednak mimo moich myśli, zrobił to. Ale tylko po to, by zaciągnąć mnie do innej sali.
- Co? - spytałam zdezorientowana. Wtedy on zamknął drzwi i spojrzał się na mnie lekko przestraszony.
- Czy Ty i Diego... ? - przerwałam mu, bo wiedziałam o co mu chodzi. Co mnie oczywiście bardzo zdenerwowało.
- A co Cię to w ogóle obchodzi?! Hmm?! Sam mnie odrzuciłeś, a teraz robisz mi sceny zazdrości! Nie mogę w to uwierzyć! Wiesz co?! - krzyknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- No niby co?! Nienawidzisz mnie?! To już chyba się domyśliłem... - spojrzałam mu prosto w oczy i po prostu wypowiedziałam te słowa.
- Żałuję, że z tobą chodziłam... - głos mi drżał, a po policzku spłynęła mi łza. Spuścił głowę. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Już miałam wychodzić, ale usłyszałam go.
- Nie, Tini, proszę, poczekaj, ja... - chwycił mnie w tali i obrócił w swoją stronę. Od razu podniosłam ręce do góry.
- Nie dotykaj mnie... - zaczęłam się wyrywać, ale Jorge coraz mocniej mnie trzymał. - Puść mnie, proszę... - rozpłakałam się i schowałam twarz w jego torsie. - Błagam...
- Wysłuchasz mnie do końca? - spytał dając mi warunek. Kiwnęłam głową, nadal mając ją schowaną w jego torsie.
- Spytałem się czy Ty i Diego... no ten... no. Ponieważ, ja... za kilka dni wyjeżdżam. Do Madrytu. Chciałem tylko się upewnić, że... no wiesz... nie jesteś na mnie zła, ani nic, ale już wiem... Tak, więc nie martw się. Zniknę z Twojego życia na zawsze. - puścił mnie, a ja stałam w bezruchu. Obserwowałam go, każdy jego ruch. A co zrobił? Wyszedł... A ja dopiero teraz uświadomiłam sobie znaczenie jego wcześniejszych słów.
Wspaniały rozdział pięknie piszesz :)
OdpowiedzUsuńŚwietny.... Przepraszam ze tak późno ale nie miałam czasu....
OdpowiedzUsuń