Bardzo Wam Dziękuję za te wspaniałe komentarze ;* Kocham W;as i wiele to dla mnie znaczy *.* Jeżeli na czyimś bloga zaobserwowanym przeze mnie nie komentuje to znaczy, że nie mam czasu. Nauka, dodatkowe zajęcia itd... Zrozumcie /

piątek, 24 października 2014

Rozdział 2 s.3




Martina




     Po opuszczeniu lotniska próbowałam złapać taksówkę, ale jakoś mi się to nie udawało. Dlatego wyciągnęłam z mojej torebki i Phone i wykręciłam numer Ruggero.
     - Co chciałaś gaduło? - powitał mnie ''miło''.
     - Odebrałbyś mnie z lotniska?
     - Jasne. Poczekaj 10 minut. 
     - Dziękuję. - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i włożyłam telefon ponownie do torebki.
    
     - Martina! - krzyknął mój ojciec, gdy weszłam do domu. Uśmiechnęłam się. Nie mogłam się doczekać spotkania.
     - Tato! - również krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
     - Już tak szybko? Jak Ci minął lot? Jak tam w Nowym Jorku? Znalazłaś sobie kogoś? - zadawał mnóstwo pytań. To ostatnie mnie zdziwiło.
     - Dzień dobry. - usłyszałam głos za plecami swojego ojca. Kobiecy głos. Spojrzałam się w tamtą stronę i ujrzałam panią Blanco. Uśmiechnęłam się sztucznie. Pomyślałam, że skoro jest ona, to będzie jeszcze jej mąż i ich syn. Jorge. A nie... Jorge jest w Madrycie. Zapomniałam...
     - Dzień dobry. 
     - Jak widzę cała i zdrowa.
     - Na szczęście. Jest ktoś jeszcze w tym domu?
     - Nie. Ale dzisiaj ma przyjechać Jorge. Długo się nie widzieliście.
     - Yhym... - mruknęłam. - A co u niego? - postanowiłam się zapytać.
     - Wszystko dobrze. A nawet bardzo dobrze. Chodź, zrobię Ci herbatę albo kawę. Co wolisz?
     - Kawę.
     Przeszliśmy do kuchni. Zastanawiało mnie to, co tutaj robi pani Blanco.
     - Przepraszam, że tak to zabrzmi, ale... co pani tutaj robi?
     - Prowadzimy, a właściwie, to zaczęliśmy prowadzić wspólną firmę.
     - Aha... - od razu pomyślałam sobie, że Jorge będzie często przebywał u nas w domu, a ja u niego. Jakoś zrobiło mi się dziwnie...
     - No to opowiadaj kochanie. - powiedział do mnie tata.
   
     Nawijałam im o mojej pracy, o tym co robiłam i tak dalej... Mój ojciec ponowił wcześniej zadane mi pytanie. "Znalazłaś kogoś"?...
     - Nie... A jak tam u Ciebie? W ogóle w Buenos Aires! - szybko zmieniłam temat.
     - Wspaniale. Tylko wiesz... Ruggero czasami sprawia kłopoty... - zaśmiał się i spojrzał na chłopaka. Ten spojrzał na niego z miną "co?! to nie prawda!". Wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam się opanować. Po chwili jego wzrok spoczął na mnie i podniósł jedną brew do góry, co skutkowało głośniejszym śmiechem, jeśli to było możliwe. Dawno się tak nie śmiałam... Tak bardzo za nimi tęskniłam...
     Nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka. Do domu. Nie miałam pojęcia kto to jest. Przestałam się śmiać i mając na twarzy wielki uśmiech czekałam, aż ktoś wejdzie do kuchni.
     - Mamo, mogłabyś mnie wcześniej informować o wyjściu z firmy - ten "ktoś" chyba właśnie ściągał bluzę, albo płaszcz. Ale ten głos... i słowo "mamo"... tylko jedna osoba ma taki głos. -. Dopiero co przyjechałem. Chciałem się z Tobą zobaczyć, a dowiaduję się od Amandy, że jesteś na kawie u pana Germana. Następnym ra...  - wtedy wszedł i zaniemówił. Patrzył na mnie. Badał mnie wzrokiem, mając delikatnie otwarte usta. - Martina?... - wyszeptał.
     - Cześć. - odezwałam się. Serce waliło mi jak oszalałe...
     - Co Ty tu robisz?... - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
     - To może my was zostawimy samych? - zapytała jego mama i opuścili z moim tatą i Ruggero kuchnie.
     - Odpowiesz?
     - Mój tata chciał, żebym przyjechała, to przyjechałam... A Ty? Myślałam, że zostaniesz na stałe w Madrycie. - po wypowiedzeniu tych słów zrozumiałam, co powiedziałam. - Znaczy, tak sądziłam, nie chodzi mi o to, że chcę byś tam, ugh... znaczy... wiesz o co mi chodzi... - zaśmiał się. Poczułam ciepło w środku.
     - Przyjechałem, bo się stęskniłem za rodziną, przyjaciółmi i... w sprawie firmy naszych rodziców.
     - Czyli tylko ja o tym nie wiedziałam? - zaśmiałam się. Uśmiechnął się ukazując mi swoje białe ząbki i słodkie dołeczki. Oparłam się łokciami o blat, a Jorge podszedł do mnie bliżej.
     - Tęskniłem za Tobą. - powiedział. Oparł się tak samo jak ja po mojej prawej stronie.
     - Ja za Tobą też. - uśmiechnęłam się delikatnie.
     - Jak tam? Znalazłaś sobie kogoś? - zaśmiał się.
     - Czemu każdy o to pyta?! - dołączyłam do niego. - Nie, nie mam. A Ty?
     - Wiesz... - zrobił taką minę specjalnie by mnie wkurzyć i przeciągał.
     - Mów. - dziabnęłam go palcem w brzuch. Poczułam, jak mój paznokieć wbija się w jego twarde mięśnie. Udałam, że nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Ale tak na prawdę, to się tak jakoś dziwnie, ale fajnie, poczułam.
     - No okey. Mam. - smutno mi się robiło, ale tego nie pokazałam. - Opowiem Ci szczegóły później. Chodźmy teraz do naszych rodziców. I Rugge. - chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu. Miałam ochotę zamknąć się w swoim pokoju i nigdy z niego nie wychodzić...

1 komentarz:

  1. Ooooooo
    Ooooooooooo
    Ooooooooooooooo
    WYCZUWAM LEONETTE xD
    Masz tyle opowiadan ze sie zgubilam xD
    Ale rozdział jest świetny.
    Dlaczego szczegóły później?! Hmmm?!
    Ja chce teraz!!!!!
    Szczegóły opowiesz jej później ale na powitanie nie przytulisz?! Niebieskie Migdały czy co?!
    Aaaa , nabuzowalam sie emocjami. Grrrr
    Masz talent, rozwijaj go ;*
    Całuski!
    Cis ;**
    loveislikemagictry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń